Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/236

Ta strona została skorygowana.

stawiony siłom, o oporze nawet marzyć nie mógł i poddawał się konieczności nieubłaganej, surowej... bo walczyć z nią nie miał ani możności, ani siły. Wolno mu było łudzić się nadziejami urodzajów nadzwyczajnych, zmianą okoliczności i stosunków, wolno mu było wysilać mózg nad wynajdywaniem nowych źródeł dochodu, podnoszeniem kultury... owszem, dawano nawet i kredyt, jeżeli pewnego rezultatu można się było spodziewać. Czego też pan Jan nie robił?! Całą inteligencyę, naukę, pracę kładł w ziemię, corok dochody podnosił, i corok Maneles z towarzyszami dochody zabierał jak swoje...
Miał słuszność stary żyd, mówiąc ongi do doktora, że w kim oni siłę spostrzegą, na tego dużo kłaść będą: niech ciągnie, niech dźwiga, dopóki nie padnie... Wiadomo, że nie ustanie, że jest taki bicz, co go popędza i popędzać będzie aż do ostatniej chwili, do ostatniego tchnienia, do końca...
Niech dźwiga!
Dźwigał też, aż mu włosy posiwiały, aż się grzbiet wyginał i garbił... Dźwigał, bo i cóż miał robić? Dzieci podrastały, naukę trzeba im było dawać, bo któż wie, może to jedyny ich posag, jedyna podsta-