Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/237

Ta strona została skorygowana.

wa przyszłości... a zkąd na to wziąć, zkąd dostać?
Maneles już od roku o lesie zagaduje. Chłopi ułożyli się o służebności, dostali co swoje, sprzedaży nic na przeszkodzie nie stoi.
— No, i na co pan to drzewo trzyma? — pyta Maneles, — co panu po tem?
— Nie może być majątek bez lasu...
— Przecież ja go całego nie wezmę, zostanie panu co drobniejsze drzewo, zostaną wierzchy.
— Cóż mi ztąd?
— Zapewnić mogę, że opału pan kupować nie będzie.
— To nie wiadomo.
— Wiadomo, panie, wystarczy... Niech się pan nie certuje, tak czy tak, ten las sprzedać pan musi.
— Któż to powiedział?
— Ja mówię.
— Zobaczymy.
— W każdym razie, ja się pamięci polecam...
Pan Jan w myśli polecił swego opiekuna i doradcę piekłu, a głośno odpowiedział, że nie ma nic pilnego. Las nie ucieknie.