Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/238

Ta strona została skorygowana.

— To pewno — odrzekł z uśmiechem finansista — las nie ucieknie, on stać będzie, chociaż go chłopi trochę podskubią, ale czy cena stać będzie — inna kwestya. Cena to lotny ptak, czasem wzbija się w górę, czasem spada nizko, a niekiedy chowa się, i wcale jej niema. Trzeba korzystać z czasu. Panu dobrodziejowi nie pilno, ja w to wierzę, ale znajdą się tacy, którzy bardzo lubią pośpiech i brzydzą się czekaniem, dla nich musi pan swoje upodobania zmienić. Zresztą, cóż mnie do tego? las nie mój, majątek nie mój, interesa Stawisk nie moje. Radzę jedynie przez przychylność... tak dawno się znamy, dawno handlujemy z sobą... Powie pan może, że moja życzliwość ztąd pochodzi, że ja potrzebuję drzewa na handel? Ja się z tem nie taję, potrzebuję istotnie, ale nie idzie za tem, żebym potrzebował koniecznie pańskiego drzewa. Nie, ja mam kontrakty ze znacznymi kupcami na drzewo, obowiązany jestem tego towaru dostarczyć, a zkąd go wezmę, to moja rzecz, to wszystko jedno. Nie kupię od pana, to od pańskiego sąsiada; lasy jeszcze są.
— Niebardzo...
— Tak się mówi tylko, ale jeszcze można drzewa dostać; są panowie, co sami