Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/239

Ta strona została skorygowana.

nastręczają się z kupnem. Powtarzam, że nie namawiam pana, tylko radzę, z życzliwości radzę; niech pan robi interes, póki czas, bo później może być sprzedaż ze stratą.
Pan Jan opierał się i bronił. Widział że sprzedaż jest nieunikniona, że innego środka nie ma, ale chciał się bez Manelesa obejść, innego kupca znaleźć, korzystniejsze warunki uzyskać. Chciał wojować z potęgą!...
Tymczasem „potęga” cofnęła się dyskretnie, zniknęła z horyzontu, wyjechała, ale towarzysze jej i wspólnicy roznieśli po całej okolicy rozkaz, żeby nikt z panem Janem w interesa nie wchodził, a jednocześnie wierzyciele zaczęli nacierać gwałtownie. Żaden nie chciał słuchać o ustępstwach... Biedny człowiek głowę tracił. Uderzał tu i owdzie, rozsyłał faktorów, wszystko bez rezultatu.
Nakoniec, rad nie rad, zmęczony tą walką, wyczerpany z sił, do Manelesa przyszedł. Żyd przyjął go obojętnie...
— Sam pan sobie winien — rzekł, — dla czego pan nie chciał mnie słuchać? Czas płaci, czas traci. Wtenczas ja potrzebowałem drzewa, nawet bardzo potrzebowa-