Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/241

Ta strona została skorygowana.

dzień posyłała na pocztę w nadziei, że ta jej wiadomość od dzieci przyniesie.
Joel coraz bardziej w pierze, jak to mówią, porastał. Z usłużnego, pokornego, nadskakującego żydka, stał się grubym, okazałym kupcem. Ubierał się porządniej, nosił wielką czapkę aksamitną lub pluszową, stosownie do pory roku, miał własną biedkę, konia i coraz bardziej rozszerzał sferę swej działalności... Już mu jeden folwark nie wystarczał, operował więc w szerszym promieniu. Kupował zboże do współki z Manelesem, potrosze i drzewo, okowitę — bogacił się.
Na Muchowicza, któremu dawniej kłaniał się nizko i łaski jego sobie jednał, teraz patrzał z góry i traktował go pogardliwie... Zdarzało się nieraz, że mu kazał co przynieść, albo posługę jaką spełnić.
— A niedoczekanie twoje! — oburzył się ekonom.
— No, no, nie gadać dużo, tylko słuchać. Ja Muchowiczowi każę.
— On mnie każe! a żebyś ty...
— Proszę nie pokazywać mi swoje fantazye. Wielki pan! takich pięciu można za rubla dostać. Niech Muchowicz idzie i każe mojego konia zaraz zaprzęgać.