Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/249

Ta strona została skorygowana.

— Na razie nie wiem jeszcze, ale rozpatrzę się, zobaczę, muszę sam dokładnie zbadać położenie.
— Owszem, badaj pan, badaj; ze swej strony wszelką pomoc przyrzekam.
— Stary Maneles miał słuszność — rzekł, jak gdyby sam do siebie doktór, — nie posiadamy tego, co on kitem nazywał, brak nam spójności.
Im dłużej mieszkał na wsi, im dłużej gospodarował, tem dowodniej przekonywał się o prawdzie tych słów i sam tego doświadczył, że w tej sferze właśnie, w nieuchronnej walce o byt tylko na własne siły liczyć można — a tych sił potrzeba dużo, bardzo dużo — i sił, i odporności, i wytrwania.
Rok za rokiem biegnął. Były lata lepsze i gorsze, i znów lepsze; dawały odetchnąć swobodniej nieco, lub też gniotły całem brzemieniem ciążarów, przychodziły chwile nadziei, a po nich chwile rozpaczy i zwątpienia, i znowuż promyczek jakiś oddalony błyskał, znów energię pobudzał, otuchą serca napełniał... Pan Jan posiwiał zupełnie, jego żona, taka niegdyś piękna kobieta, postarzała się, zgarbiła, pobladła, kaszel ją męczył.