Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/250

Ta strona została skorygowana.

Oboje niedomagać zaczęli.
Doktór, sąsiad najbliższy i przyjaciel, odzywał się często:
— Na Boga! nie żartujcie, leczcie się, bo źle będzie z wami... po przyjacielsku radzę i ostrzegam — trzeba zapobiegać, póki czas...
Wówczas pan Jan odpowiadał:
— Przypomnij-no sobie, doktorze, coś mówił temu dwadzieścia kilka lat... pamiętasz, coś mówił o kwiecie lipowym i rumianku?
— Pamiętam... ale i te cudowne lekarstwa, o których, gdybym umiał, poemata pisałbym — niedługo pomagać wam będą... Wszystko ma swoje granice...
— Poczekaj pan, zaczniemy się leczyć gruntownie, ale wpierw dzieci niech edukacyę skończą, niech wyjdą na ludzi...
I czekali też oboje... Starszy chłopiec na rolnika się kształcił, młodszy na politechnikę uczęszczał. Dziewczynka, ta, która ongi maleńka, motylki po trawie goniła, wyrosła na dorodną pannę; matce pomagała w pracy... Młodzi ludzie bywali w Stawiskach, panna Gracya pocieszała się myślą, że wesela pupilki swej doczeka... Wielkie było prawdopodobieństwo po te-