Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/29

Ta strona została skorygowana.

mnie mateczka twoja nauczy. Jestem zdrowa i silna...
— Ty silna! — rzekł biorąc ją za rękę — a cóż ty zrobisz taką kocią łapką, delikatną, mięciutką?
— Nie kształt o sile stanowi. Ileż wypracowała matka twoja, chociaż ma rękę nie większą od mojej! Sam mi opowiadałeś, że umiała być ona panią i sługą. Ja chcę wstępować w jej ślady. Jesteśmy niebogaci, dorabiać się musimy — my dwoje, a raczej my jedno, bo ja nie wyobrażam sobie siebie bez ciebie, a ciebie bez siebie. Nieraz mi dziwaczna myśl przychodzi do głowy... oto wyobrażam sobie, że Bóg dał nam obojgu jedną duszę. Między nami nie może być nigdy nieporozumień i niezgody.
— A jednak, niedalej jak wczoraj, zadąsałaś się na mnie...
— Boś był niedobry, nie widziałam cię od rana aż do samego południa. Przyznaj, że ciężko jest rozłączać się na tak długo... Mówisz, że dąsałam się na ciebie; mogło to tak wyglądać, ale w gruncie rzeczy, było zupełnie co innego, — ja byłam tylko smutna, bom się stęskniła za tobą... Dąsy krótko trwały; pierwsza wyciągnęłam rękę do ciebie...