Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/30

Ta strona została skorygowana.

Szybko upływał czas mieszkańcom niepokaźnego domu. Zima była ostra i mroźna, ale pod poczerniałym dachem rozkosznie i ciepło. Gdy wieczór przyszedł, a pan Jan załatwił się z ludźmi i dyspozycye na dzień następny wydał, gromadzono się w największym pokoju, przy kominku, na którym ogień płonął. Rozmawiano, czytano książki i gazety; czasem gość zajrzał, w miłej pogawędce chwile szybko biegły. Ojciec pani Janowej dość często przyjeżdżał i cieszył się szczęściem córki; czasem znów państwo Janowie z matką sąsiadów odwiedzali. Dni mijały, niezakłócone niczem, szczęśliwe. Było cicho, zgodnie, spokojnie; matka Janka przylgnęła do młodej synowej całem sercem... nazywała ją najdroższą córką, pieściła... A niech-no którego dnia Marynia wyglądała trochę gorzej, niż zwykle, niech-no jej buzia pobladła, — już niepokój był wielki i przerażenie. Staruszka z pośpiechem wydobywała z szafy różne ziółka własnego zbioru, wypróbowane, niezawodne, skuteczne.
Kilka razy nawet, nie dowierzając umiejętności swej, po doktora posłała.
Był w najbliższem miasteczku doktór