Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/32

Ta strona została skorygowana.

się mieć pani za pacyentkę. Czy pamiętasz, pani, jeszcze za panieńskich czasów, temu z pół roku, na zabawie w domu ojca pani, żartowała pani ze mnie.
— Nie śmiałabym.
— Pani nie śmiała, a ja pamiętam. Gniewałem się na panią i pragnąłem zemsty. O, myślałem sobie, poczekaj, piękna panno, przyjdziesz na moje podwórko. Czy będzie potrzeba, czy nie, zaordynuję bańki cięte, synapizma, wezykatorye, pijawki, żeby pani popamiętała doktora...
— Ma pan teraz sposobność — rzekł pan Jan.
— Kiedy mnie już gniew ominął i, prawdopodobnie, nic nie przepiszę.
— Jednak ja jestem pewna, że Marynia jest chora — wtrąciła matka.
— Powoli, pani dobrodziejko, powoli; choćby była chora, mamy jeszcze czas. Zaręczam, że to nie jest ani apopleksya, ani paraliż, ani...
— Wiesz, Maryniu — odzwał się pan Jan — nim ci doktór co przepisze, uprzedź go i zaordynuj mu śniadanie.
— Doskonały jesteś, panie Janie, do konsultacyi; sam Hipokrates nie zdobyłby się na lepszą dla mnie receptę.