Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/37

Ta strona została skorygowana.

nerwów. Nie narzucam nikomu mego zdania, ale też od niego nie odstąpię.
— Do pewnego stopnia masz pan słuszność — rzekł pan Jan.
Doktór się roześmiał.
— W samej rzeczy — odpowiedział, — mam słuszność aż do stopnia... bezwzględnej słuszności.
— Ja wiem, że pan jesteś pesymistą i mizantropem — wtrąciła młoda mężatka.
— Ani jedno, ani drugie, tylko niekiedy bywam smutny. Życie mnie na taką nutę nastraja; ale po cóż ja to mówię? wybrałem bardzo nieodpowiednich słuchaczów. Wy, moi państwo, powinniście być weseli, o wesołych rzeczach myśleć, wesołej mowy tylko słuchać. Używajcie, póki jesteście młodzi, tyle waszego.
— Możnaby z tego wnosić, że pan doktór przepowiada nam smutną przyszłość, a ja w to nie wierzę, mój Janeczku.
— I ślicznie pani dobrodziejka robi, tem więcej, że ja nic nie przepowiadam, nie mam się za proroka, mogę mieć tylko zdanie o tem, co widzę, a widzę przed sobą śliczny poemacik, który tymczasem jest sam w sobie skończoną zwrotką, piosenką, może wstępem do dalszych, dłuższych pie-