Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/38

Ta strona została skorygowana.

śni. Widzę dwoje młodych ludzi w najpiękniejszej dobie życia. Widzę młodość, zdrowie, siłę i wdzięk, łączy was miłość, kochacie się oboje szalenie.
— A to panu kto powiedział? — zapytała Marynia z przekąsem.
— Powiedziały mi to wasze oczy i uśmiechy. Zresztą, zakochani mają tajemnicę swoją wypisaną na czołach; tylko trzeba umieć czytać te niepochwytne i nieujęte w kształty literki. Ja się znam na takim alfabecie, chociaż do mnie w ten sposób nie pisano nigdy.
Rzekłszy to, wstał od stołu.
— Czas na mnie — rzekł. — Pani mama dobrodziejka niech się nie trwoży, pani Marya zdrowa, nic jej nie jest — zmęczenie chwilowe, przejdzie bez leków, na co aptekarzowi kieszenie nabijać?
— Serdecznie panu dziękuję, żeś mnie uspokoił, a byłam w takiej obawie. Zostań pan jeszcze! dokąd tak pilno?
— Śpieszę się do katarów, zapaleń, suchot, tyfusów... a wieczorem gości mara mieć. Moja pani siostra zaprosiła parę osób... mają urządzić mały koncert.
— Siostra pana muzykalna?