Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/52

Ta strona została skorygowana.

— Takiś to niedobry, żałujesz braciszkowi marnego badyla?! Nie wiedziałam, Józiu, żeś...
— O, nie! Kurpielska nie wie, co ja chcę zrobić. Ja dam braciszkowi mój biczyk i bębenek, com dostał od tatusia i przyniosę mu z ogrodu dwie marchwie. Kurpielska wie, te z pod parkanu, takie czerwoniutkie i słodkie.
— Ej, co Józio mówi? alboż taki malutki jadłby marchew, co znowu! Chodźcie, dzieci, pokażę go wam.
Na progu stał doktór Ditto. Przecierał chustką złocone okulary, na twarzy miał uśmiech. Zobaczywszy Józia, pochwycił go za rękę.
— Jak się masz, mój przyjacielu? — zawołał — daj buzi, i ty, Zosiuniu, także.
— Ja nie chcę, — rzekła dziewczynka, chowając się za Kurpielską.
— Dlaczego?
— Bo buzia jest taka koląca jak jeż... Widział pan naszego jeża?
— Nie.
— Gajowy, Marcin, złapał go i przyniósł.
— Aha, więc ty, Zosiu, powiadasz, że jeż jest podobny do mnie, a ja do niego.