Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/57

Ta strona została skorygowana.

Doktór przyszedł do wniosku, że nie przekona siostry i pozostawił jej zupełną swobodę działania. Przykro mu to jednak było. Raz, przejeżdżając przez Stawiska, wstąpił do dworu i zwierzył się panu Janowi ze swojem zmartwieniem. Pan Jan na żonę spojrzał i zrozumieli się zaraz. Józio okazywał dużą chęć do nauki, można było powoli, choćby tylko od konwersacyi w jakim obcym języku zaczynać. Przytem i pani Janowa, i babcia lubiły bardzo siostrę doktora i rade widziały ją w swojem towarzystwie.
— Uparta jest — mówił doktór, — postanowiła szukać obowiązku, i już jej nic od tego nie powstrzyma, żadne perswazye nie pomogą. Gdyby choć nie wybrała się znów gdzie na koniec świata!
— Doktorze — rzekła pani Marya nieśmiało, — my potrzebujemy nauczycielki do dzieci... gdyby panna Gracya zechciała...
— A kogoż ona tu uczyć będzie? czteroletniego Józia, czy maleńką Zosię!... tu dla mej siostry zatrudnienia nie ma.
— Bądź pan spokojny, znajdzie się.
— Ja byłbym bardzo zadowolony, gdyby u państwa została; miałbym ją przynajmniej na oku.