Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/62

Ta strona została skorygowana.

i u kowala, i u Berka felczera, i kobieta jedna, znająca, lekarstwo mi dawała, i owczarz proszek z ziela; nic nie pomogło, panie. Już mnie tak ze dwa tygodnie morduje.
— Czy wy mnie znacie?
— Nie, wielmożny panie, nie znam.
— Ja jestem doktór.
Chłop pokłonił się do ziemi.
— Już ja i to sobie miarkowałem — rzekł, — że wypadnie mi chyba do doktora pójść, żeby mi proszek na lekką śmierć zapisał, bo kiedy od dobrych ludzi lekarstwo nie pomaga, to snadź już taka wola boska, że trzeba umierać.
Doktór wcale się tą odpowiedzią nie zraził, położył chłopu rękę na ramieniu i bystro popatrzył mu w oczy:
— Nie — rzekł po chwili, — w twoich oczach, człowieku, śmierć jeszcze nie stoi.
— Albo to znać?
— Naturalnie, że znać, jak się kto zna. Ja chorobę widzę i wiem, jakie ci lekarstwa dawali. Berek zerżnął ci cały grzbiet bańkami.
— A dyć prawda.
— Kowal dawał ci wódkę z psim proszkiem.