Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/71

Ta strona została skorygowana.

Doktór udał, że nie słyszy, i zaczął bardzo starannie strząsać popiół z cygara.
— Doktorze — powtórzył pan Jan, — wspomniałem o młodej wdówce...
— A tak, słyszałem, słyszałem, w samej rzeczy, tak sobie, miła kobiecinka...
— To mało powiedziane. Uroda, wykształcenie, majątek niewielki, ale na co panu majątek? masz z czego żyć.
— Zapewne, głodu nie doznaję, pieniędzy od nikogo nie pożyczam.
— Ja słyszałem, że pani Malwina ma zamiar Giez sprzedać i wyprowadzić się do Warszawy; mojem zdaniem, zrobiłaby bardzo rozumnie, bo sama z gospodarstwem rady sobie nie da. Mówiono mi, że stara się o kupców i że, w niedługim czasie, mieć ich będzie.
— Zkąd pan to wiesz?! — zapytał doktór.
— Wszyscy w okolicy tak mówią, i ja pochwalam jej zamiar. Kobieta młoda, czego się ma na wsi więzić? W Warszawie będzie się bawiła, za mąż wyjdzie.
— Dajże pan pokój! po co ma ztąd wyjeżdżać? po co wychodzić za mąż? do czego to podobne!