Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/76

Ta strona została skorygowana.

by człowiek krwawemi łzami płakał, choćby mur głową rozbijał. Pan Jan ani pierwszego, ani drugiego nie czynił, lecz wszelkiemi siłami dążył do tego, żeby owe dwa, od których trzeba koniecznie trzy odjąć, zamienić choćby tylko na trzy. Niechby wreszcie pozostało zero, i to już rezultat szczęśliwy! Dobija się tak o to od lat kilku, ale widzi, że i to skromne marzenie jest nie do osiągnięcia. Gospodaruje, jak umie, a ludzie powiadają, że dobrze umie; robi wszystko co można, stara się, zabiega; równo ze słońcem wstaje, późną nocą na spoczynek chodzi, nie wyręcza się nikim, sam wszędzie jest, sam pilnuje, dogląda. Wychodzi w pole, widzi, że tam nieźle, że praca nie idzie na marne, i otucha wstępuje w jego serce. Budzi się w nim energia, przychodzą myśli świeże: jeszcze to, jeszcze owo zrobić, zaprowadzić, ulepszyć. Może będzie lepiej, może nareszcie przyjdzie ten upragniony rezultat — zero. Inaczej marzyło się przed laty pięciu, inaczej dziś, a jakie marzenia będą dalej, za lat dziesięć, piętnaście, dwadzieścia, któż to odgadnąć może?...
Bywało, powróciwszy po całodziennej pracy do domu, porozmawia z żoną, popie-