Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/92

Ta strona została skorygowana.

Rzekłszy to, uderzył kilka razy tabakierką w stół. Natychmiast weszła stara żydówka w jedwabnej peruce, w czepcu z jaskrawych wstążek. On szepnął jej parę słów, wyszła i powróciła niebawem, niosąc na tacy flaszkę, dwa kubki kryształowe i piernik na srebrnym talerzu. Maneles powstał, nalał wina w kubek i przed doktorem postawił.
— Niech pan pije na zdrowie. Ja się dziś bardzo rozgadałem. Najczęściej to ja jestem sam jeden i nic nie mówię, tylko czytam i myślę, myślę i czytam; ale czasem przychodzi taka chwila, że chciałbym mówić, i dużo mówić, i wypowiedzieć to, co w mojem myśleniu, w mojej starej głowie się nazbierało. Wiadomo panu, że nie do każdego człowieka warto się odzywać. Są tacy, którzy mają ciało żyjące, a głowy umarłe są, w których dusza siedzi w palcach, a mózg w kieszeni; są i tacy, którzy widzą kawałek swego nosa, widzą miskę z jedzeniem, rubla na stole, ale na resztę mają ślepotę na oczach. To są barany, które idą w stadzie, nie myśląc, zkąd stado wyszło i dokąd zajdzie; aby miało dużo trawy, to im i dość! Mówić do takich, a do martwej ręki, to jedno. Na nieszczęście, takich ludzi jest na świecie coraz więcej.