Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/98

Ta strona została skorygowana.



Noc letnia, ciepła, gwiazdy świecą wysoko, lekka mgła wlecze się nad łąkami, wiatr ucichł, z liśćmi nie igra, wody nie marszczy.
Po grobelce wlecze się wóz, zaprzężony w jedną szkapinę, dwóch chłopów na nim siedzi. Obaj, zdaje się drzemią, a koń, nie przynaglany do biegu, idzie, łeb zwiesiwszy, powoli... Pachnie mu trawa w rowie, radby skręcić, boi się. Porusza dolną wargą obwisłą, jakby coś szeptał, czasem łbem kiwnie, stęknie i wlecze się dalej drogą dobrze mu znaną. Jeden chłop przebudził się i ziewnął przeciągle, głośno, a potem zaraz prawą rękę wzniósł do góry i szeroko otwarte usta przeżegnał, żeby w nie złe nie wpadło.
— Tęgo wam się spać chce, kumie —