Pan Jan. Sądzę, że i pan również siadając ze mną do gry, myślisz jedynie o tem, żeby mi dać mata...
Pan Anzelm. No tak, ale ja to robię zupełnie inaczej, po rycersku.. Nie uciekam się do sztuczek, nie przywołuję Emilci...
Pan Jan. A kto wczoraj mówił przy grze o Zosi?
Pan Anzelm. To zupełnie co innego! Ja jestem gracz lojalny, ja przeciwnika szanuję, ja mogę uznawać, chwalić, nawet podziwiać jego system, ale pańskiego systemu nie znoszę, nie chcę znać. Zdrowie moje jeszcze jest potrzebne... dla bliźnich, dla rodziny, dla społeczeństwa, nawet choćby do gry w szachy. Po dzisiejszych przejściach stosunki nasze, jako szachistów, są raz na zawsze zerwane.
Pan Jan. To doskonale... tembardziej, że poznałem się z jednym wybornym graczem, od którego wiele mogę skorzystać... Masz pan słuszność, panie Anzelmie. Szanujmy się nawzajem, jako obywatele kraju, jako znajomi, ale nie znajmy się więcej, jako szachiści.
Pan Anzelm. Nie znajmy się...
Pan Jan. Do widzenia.
Pan Anzelm. Dokąd pan idziesz?
Pan Jan. Do cukierni pod giełdą. Tam przepyszne partye bywają.
Pan Anzelm. Filosemita proszę!
Pan Jan. Antysemita. Do widzenia. Moje uszanowanie.
Pan Anzelm. Żegnam (po chwili). Ale, panie Janie, a co będzie jutro?
Pan Jan. Jutro? Ja będę grał „pod giełdą”, a pan prawdopodobnie tutaj.
Pan Anzelm. Tak być nie może. Pan przyjdziesz tu i będziemy grali razem.
Pan Jan. Pomimo?
Pan Anzelm. Wybacz, panie Janie. Uniosłem się trochę, ale sam rozumiesz, że jako szachista muszę mieć temperament. Co wart szachista bez temperamentu? Więc zgoda? Przyjdziesz jutro?...
Pan Jan. Przyjdę o czwartej.
Pan Anzelm. Albo wiesz co... która godzina?
Pan Jan. Piąta.
Pan Anzelm. Do siódmej jesteśmy wolni. Jakiś mędrzec turecki powiedział: co masz zrobić jutro, zrób dziś. Możebyśmy tak dla rozmaitości zaczęli świeżą partyjkę zaraz (ustawia szachy).
Pan Jan. A jeżeli ja zacznę nucić, albo mówić bajeczki.
Pan Anzelm. A cóż mi to przeszkadza? Śpiewaj sobie, kochany panie — to znaczy, że jesteś zdrów i że ci się dobrze powodzi.