angielskim poznasz pana, a po zajadłym kundlu blizkość wieśniaczej zagrody...
Ładny, jak mleko biały i uczesany pudel należy zwykle do poczciwego bürgera... a obrzydliwa fizjonomja pinczera, i jakaś apteczna atmosfera przepełniona zapachem rumianku, kamfory i mięty znamionuje obecność... starej panny... Po tem wyjaśnieniu możemy przystąpić do rzeczy.
„La boccha aperta, e mostrocci le sanne
„Non avea membro, che tenesse fermo.“
Potężny buldok siedział na ganku przed dworkiem opuszczonym i zaniedbanym dosyć... Znać było że brak jest pani w tem ustroniu, kwiatki pod oknami były zeschłe i zwiędłe, szyby staremi gazetami zalepione, ławki pokrywała na palec gruba warstwa kurzu... I budynki folwarczne nie były w lepszym utrzymane porządku, dach na oborze i stodołach świecił licznemi dziurami, gołębnik przewrócony spoczywał spokojnie w gnojówce, szopa ongi na skład narzędzi gospodarskich służąca przygarbiła się i pochyliła do ziemi...
Jedyną ozdobą całego tego zakątka była stajnia, snać szczególnemi względami pana ciesząca się, bo i drzwi miała porządne i okna całe i kilku ludzi uwijało się koło niej.
Tak wyglądał folwark Wroniepiórko należący do pana Ignacego Krzykalskiego, człowieka najzacniejszego ze wszystkich znanych pod słońcem.
Ten pan Krzykalski był to stary kawaler, czterdzieści lat burzliwego żywota spędziło mu z czoła bardzo niegdyś gęstą czuprynę... i dziś tylko zaokrąglone kształty i wąs rudy jak miotła obfity, świadczyły że zdrowie tego obywatela jest w stanie kwitnącym, i dającym najświetniejsze nadzieje na przyszłość...
Doktór z sąsiedniego miasteczka przez lat dwanaście nie zarobił od pana Ignacego ani złamanego szeląga.
Za to zarabiali bardzo wiele potentaci finansowi, pan Szapsia Drejkönig i Pinkwas Gelbwirginien — gdyż obadwaj ci słowianie wyznania mojżeszowego mieli ogromny apetyt na Wroniepiórko i nabywając ziarno jeszcze nie siane, okowitę na którą kartofli nie sadzono i inne tak zwane produkta przyszłości, wciągali zacnego pana Ignacego w sieć, niby dwa wielkie pająki chciały ułowić potężnego bąka...
Miewał też pan Ignacy częste wizyty owych sąsiadów, a szczególniej tego pierwszego.
Pewnego czerwcowego południa, wjechał na dziedziniec pan Szapsia Drejkönig, na biedce obdartej zaprzężonej w jednego bułanka ślepego, kulawego i z odgniecioną od chomonta piersią.
Wjechał i odbywał rekolekcje przed gankiem, ponieważ nikt na jego spotkanie nie wyszedł, buldok tylko zeszedłszy z ganku, pocichu, nie szczekając, zbliżył się do biedki i oparł na niej przednie łapy pokazując przyszłemu dziedzicowi Wronichpiórek, zęby straszne i białe jak kość słoniowa.