Jezioro było duże, otoczone ze wszystkich stron wysokiemi sosnami, miało wodę ciemną, miejscami czarną prawie, Powierzchnia jej była spokojna i niezamącona niczem, jakby martwa. Słońce, zniżające się już ku zachodowi, przez konary sosen rzucało gdzie niegdzie na nią plamy złote. W lesie panowała zupełna cisza. Czasem tylko odezwała się drobna ptaszyna na gałęzi, lub z oddalenia dochodziło gruchanie grzywaczy.
— Nie lękasz się wody? — zapytał gościa swego gospodarz.
— Jestem członkiem kilku Jacht-klubów — rzekł.
— Doskonale; pojedziemy więc do zwalisk. Znajdują się one z tamtej strony wody; nie widać ich stąd, gdyż jezioro w tamtem miejscu ostrym klinem wrzyna się w las i drzewa zasłaniają nam widok. Oto jest nasza gondola — wsiadajmy.
Panie zajęły miejsca na ławeczce, panowie wzięli się do wioseł. Duża, obszerna łódź posuwała się zwolna po nieruchomej powierzchni wody.
— Wiedzże, kochany przyjacielu — mówił le-
Strona:Klemens Junosza - W głuszy leśnej.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.