Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.
— 98 —

— Przecież ja nie myślałam o tym człowieku!
— Ale on myślał i był pewny, że dopnie celu...
— No, nie mówmy już o tem. Spadł cioci kamień z serca, cieszmy się z tego — dodała z uśmiechem. — Gotowa jestem nawet kupić ciastek, z powodu tak szczęśliwego wydarzenia.
— Ach, duszko moja, czy tobie się zdaje, że ja mam jeden kamień na sercu?
— Cóż to znowuż, cioteczko, mamy więc cały magazyn kamieni?
— Nie żartuj, ja miałam dwa tylko, ale potężne, prawdziwie młyńskie kamienie... Jeden spadł, ale drugi pozostał i gniecie — bardzo gniecie, moja droga. Nie domyślasz się, co to za drugi?
— Nie, kochana ciociu, nie domyślam się...
— Również mężczyzna, tylko zupełnie inakszy niż tamten. Cichy, skromny, pracowity, poczciwy, nie blagier, nie młodzik, ale mężczyzna, mąż co się zowie stateczny, poważny, głowa domu, w całem znaczeniu tego wyrazu...
— Mówi cioteczka, jak zakochana.
— Naturalnie, że jestem zakochana w nim, ale dla ciebie. Lepszego człowieka nie znajdziesz, lepszej partyi nie zrobisz. Rozumiesz chyba, że mam na myśli pana Franciszka...