Nie odpowiadasz... Nie podoba ci się... Zapewne za stary? co? Mów szczerze, co się masz krępować? Od tego jestem twoją ciotką, towarzyszką i niby to opiekunką, ażebym znała twoje myśli...
— Dajmy tej kwestyi pokój — odrzekła młoda wdowa niechętnie; — pan Franciszek jest bezwątpienia zacny człowiek, ale ja nie mam chęci zawiązywać sobie losu... Nie wyjdę zamąż.
— Nie wierzę.
— Jak się cioci podoba.
— No, więc podoba mi się nie wierzyć.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Na ów proszony wieczór do pani Romanowej i siostrzenica i ciotka wystroiły się, jak od wielkiego dzwonu. Ciotka wydobyła na tę uroczystość suknię czarną, jedwabną, starą bardzo, świecącą miejscami, ale przerobioną podług ostatniej mody i ozdobioną wstążkami; siostrzenica zaś w czarnej wełnianej sukni, której zręczny krój uwydatniał jej urodę, wyglądała uroczo.
O ósmej wieczorem wyjechały z domu dorożką, przeciw czemu nie protestowała tym razem oszczędna z natury pani Kowalska.
— Niech już tam te czterdzieści groszy — mówiła — było nie było, a sukien szkoda, tembardziej, że na deszcz się zanosi.