Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.
— 102 —

że syn jego ma zamiary uczciwe i najzupełniej bezinteresowne. Ażeby tego dowieść, zaczął przedewszystkiem ubolewać nad losem obywateli warszawskich i posiadaczy domów.
— Kto miał nieszczęście — mówił — ulokować swój kapitał w murach, ten może z czystem sumieniem powiedzieć, że majątek jego jest zamurowany na śmierć! Nie ma pani pojęcia, jaki jest marny los właściciela domu, chociaż mu bezdomni zazdroszczą. Ja to wiem najlepiej, ponieważ posiadam nieruchomość...
— Zapewne — wtrąciła złośliwie pani Kowalska — kłopot wielki i praca ciężka, choćby samo podnoszenie komornego...
— Zdaje się pani, że to rzecz łatwa?
— Ja myślę...
— O, za pozwoleniem! Dajmy na to, że podwyższam komorne i to grubo, z dwustu rubli na trzysta za mały lokal. Chcę mieć większy dochód, ale zaraz występują tu dwie kwestye: pierwsza, czy zechce kto wynająć lokal za podwyższoną cenę, a druga: czy jeżeli wynajmie, zapłaci? Mogę więc zostać albo z pustym lokalem, albo z niewypłacalnym lokatorem, a wobec tego, pani dobrodziejko — kończył, zwracając się do pani Kowalskiej — gdzież są owe nadzwyczajne zyski?