— Ojciec?
— No tak, tak, paniczu. Za tobą przemawia majątek twego ojca, który kiedyś, po jego śmierci, dostaniesz i ma się rozumieć najakuratniej go puścisz...
— Może i nie!
— O, znam ja się, kochaneczku, puścisz, a w najlepszym razie nic nie przyrobisz; za tobą przemawia stanowisko twego ojca, tobą kieruje jego doświadczenie...
— To prawda, lecz...
— Nie lecz, paniczu, zaraz cię przekonam. Obecnie starasz się o rękę pięknej kobiety i czekasz okazyi... Otóż w to wdaje się ojciec i powiada: nie potrzeba okazyi, obejdzie się bez okazyi...
— Więc jakże?
— A no tak... synalek nieśmiały, niedołęga, trzech słów zliczyć nie umie... oświadczyć się nie potrafi...
— No, przecież...
— Więc ja się oświadczę za ciebie!
— Ojciec by to zrobił?!... — zawołał młody człowiek, zdumiony i zachwycony tą myślą.
— Ponieważ ty sam nie potrafisz, więc zrobię; naturalnie o tyle, o ile mnie do tego upoważnisz...
Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.
— 116 —