Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.
— 117 —

— Ależ, ojcze, nietylko upoważniam, lecz proszę ojca na wszystko, błagam...
— Masz racyę, bardzo to dogodna rzecz przyjść do gotowego... Nie potrzeba się fatygować, trudzić... Masz racyę...
— A kiedy ojciec będzie łaskaw to uczynić?...
— Kiedy? A no, jak myślisz, za rok, za dwa?...
— Ojciec żartuje...
— No, no; nie bój się, synku, będzie wszystko dobrze. Ja do twojej pięknej pani wybiorę się jutro...
— Czy być może?
— Jutro; tak postanowiłem, a wiadomo ci, że u mnie co postanowione, to i wykonane szybko być musi. Zamiar i czyn, to moje hasło.
— Serdecznie ojcu dziękuję i mam nadzieję, że przemówienie jego skutek pomyślny odniesie...
— Nadzieję!? Ja, kochany paniczu, mam pewność... A zatem do jutra. Ubieram się elegancko, szykownie, czarno. Tużurek prosto z igły, kapelusz nowiuteńki, w krawacie brylantowa szpilka, a na palcu pierścień ze szmaragdem, ten duży, wiesz; opowiadałem ci, w jakich okolicznościach i jak tanio udało mi się go nabyć. Piękna, imponująca