— Jak cię widzą, tak cię piszą — powtarzał — to zasada... tej trzymać się zawsze należy.
Pojechali z synem dorożką, syn wysiadł przed cnkiernią, gdzie miał na rezultat misyi oczekiwać, ojciec udał się wprost do wdowy.
Upłynęła godzina, która dla młodego człowieka wydawała się długą, jak rok.
Wypił przez ten czas kilka szklanek herbaty, przeczytał, a raczej przerzucił wszystkie gazety, jakie się w cukierni znajdowały, nareszcie pochwycił za kapelusz i wybiegł na ulicę.
Zdawało mu się, że jest rzeczą nieprzyzwoitą siedzieć tak długo w cukierni, że może się to właścicielowi zakładu wydać dziwnem, zagadkowem, a nawet podejrzanem.
W samej rzeczy, kto nigdy w tej cukierni nie bywa, do rzędu stałych gości nie należy i naraz, ni z tego, ni z owego, przychodzi, siedzi niemożliwie długo, jest zaniepokojony, zniecierpliwiony, coraz biegnie do okna, jakby kogoś wyglądał i upatrywał. Tego rodzaju zachowanie się może dać do myślenia... Wielkie miasto ma swoje tajemnice i bardzo być może, że taki przyzwoicie, a nawet elegancko ubrany młodzieniec
Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.
— 119 —