Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.
— 9 —

brała — a teraz oto już musi myśleć o żałobie, o krepie, otuli się biedactwo w czarne kiry i opłakiwać będzie przez rok i sześć niedziel towarzysza życia, który, aczkolwiek, niby niczem się nie odznaczył i nic nadzwyczajnego nie zrobił, zapisał się jednak w sercu żony, jako człowiek cichy, pracowity, mąż uległy, niewymagający — jednem słowem, jako mąż dobry.
I trzeba nieszczęścia!.. Trzeba, żeby spokojne dotychczas życie zakłócone zostało takiem smutnem zdarzeniem, żeby przerwało się i... kto może zgadnąć — co będzie dalej?
Poczciwe sąsiadki czuwały nad strapioną wdową, pocieszając, radząc, zachęcając do życia, wlewając w serce otuchę i nadzieję, że nie wszystko stracone, że żałoba kiedyś się skończy, łzy oschną i że... przecież ludzi na świecie nie brak!
Dobre, zacne kobiety ofiarowały czynną swoją pomoc do sprawienia żałoby.
Żałoba nie bagatelna rzecz, trzeba, żeby była zrobiona porządnie, żeby w jej kroju, fałdach, upięciach i przypięciach symbol żalu i smutku łączył się z wymaganiami mody i pięknością, a zarazem taniością materyału.
Wdowa, w otoczeniu trzech przyjaciółek, odbyła podróż za Żelazną Bramę, na ulicę Żabią, na Nalewki i sprawiedliwość nakazu-