je przyznać, że patrzyła na materyały przez łzy, a na wymowne i energiczne targowanie się przyjaciółek nie zwracała uwagi.
Przyjaciółki radziły, dysponowały, robiły konferencyę z krawcową i z mistrzynią od robienia kapeluszy, i były zupełnie pewne, że młodej wdowie w czarnej sukni i długim welonie krepowym będzie bardzo do twarzy. Nic dziwnego, kobieta młoda, przystojna, blondynka, zgrabna, o ładnej figurze.
Pamiętają ją ludzie jeszcze, jako pannę Barbarę. Taka była fertyczna, a taka zawsze szykowna, że gdy szła przez ulicę, to każdy się za nią oglądał, a przynajmniej co dziesiąty pytał: Co za jedna, gdzie mieszka, czem są jej rodzice?
Dla wielu były to za wysokie progi, bo ojciec panny Barbary, z fachu malarz pokojowy, do obywateli miasta Warszawy się liczył i na nieposessyonatów trochę zgóry spoglądał. Zawszeć to co dom to dom. Wprawdzie na Wązkim Dunaju, wprawdzie należał do niego tylko w jednej czwartej części, ale w każdym razie należał i tytuł dawał, ponieważ tytuł jest niepodzielny. A jeszcze i to trzeba dodać, że ojciec panny Barbary za pieniężnika uchodził Gdy mu kto o tem żartobliwie wspominał, nie zaprzeczał, owszem, uśmiechał się znacząco i mówił:
Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.
— 10 —