jakby kto własny cień gonił... Nie dogoni, próżny trud i lament!
Wdowa nie odpowiadała wcale na te argumenty. Głowę oparła na dłoniach i pogrążyła się w zadumie... Czy rzeczywiście ten żal, którym było przepełnione jej serce, miałby trwać tak krótko? Czy źródło łez miałoby wyschnąć w kilka dni po pogrzebie? Czy istotnie małe kłopoty i drobiazgi wypełnią jej życie, i zajmą umysł tak, że na wspomnienie o zmarłym miejsca już nie starczy.
Tak mówią — ale uwierzyć trudno, nie sposób!
Jaś był dobry.
Wszystkie jego przymioty i zalety koncentrowały się w tym jednym wyrazie: dobry.
Łagodną i cichą dobrocią zdobył jej rękę, tą dobrocią zjednał sobie przywiązanie jej, jako żony; tę dobroć pozostawił jako wspomnienie. Czy ten człowiek, choćby raz przez cały czas wspólnego pożycia wymówił wyraz: «nie,» «nie chcę», «nie podoba mi się»!
Wszystko zgodnie, pięknie, cicho. Na Kępę to i owszem, do Wilanowa jeszcze lepiej, na Bielany — z całą przyjemnością; a tak, tylko na spacer — to na spacer, do teatru — to do teatru, a siedzieć w domu, od-
Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.
— 16 —