sierdzia, bez ustanku, drobniutki, ledwie dostrzegalny, a zimny i przejmujący do kości.
— Biedaczysko — rzekł gruby jegomość w paltocie z podniesionym do góry kołnierzem — umierać tak młodo... Średnia przyjemność, słowo honoru daję.
— I zostawić taką młodą i ładną żoneczkę — wtrącił młody człowiek w płaszczu, z wąsikami zakręconymi do góry.
— Ach, młodą, prawda, — rzekł gruby — ale wy jesteście od tego, żebyście ją pocieszali
— To prawda — wtrącił trzeci — pocieszaćby można, bo kobieta ładna bez zaprzeczenia, ale majątku, to zdaje się niewiele.
— Co za gadanie! Nieboszczyk pieniądze składał, oszczędny był ogromnie. Każdy grosz obejrzał dziesięć razy zanim go wydał.
— Nikt jego kapitałów nie liczył. Taka rzecz zawodna. Ja pamiętam, że ojciec pięknej wdowy uchodził za bogacza, a po śmierci pokazało się, że nie ma nic.
— Tym razem rzecz jest pewna.
— Jakim sposobem?
— Wdowa ma plac.
— To nieboszczyk miał, ale nie wdowa. Teraz mogą zabrać go krewni nieboszczyka.
— Co się panu zdaje?! Nieboszczyk zda-
Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —