pionej kobiety... Noc już.. trzeba przecież podziękować godnym ludziom, którzy nie cofnęli się nawet przed taką niepogodą szkaradną, i okazali pani, jakoteż nieboszczykowi przychylność...
— Jeszcze chwilę, — rzekła młoda kobieta...
— I na co? Żeby się więcej jeszcze rozżalić i zasmucić? Zapewne, mało jeszcze łez pani wylałaś?... Oczy takie podpuchnięte i czerwone.
— Ostatni raz...
— Moja pani kochana, zkądże znów? Kto pani broni przyjść tu za tydzień, czy za dwa tygodnie, czy choćby jutro. Na wiosnę każe pani zasadzić drzewka, czy kwiaty na tym grobie, na Zaduszki położy pani wieniec i lampki zapali — a później, kochana pani, będzie co Bóg da. Teraz trzeba iść, dobrym ludziom podziękować... rozgrzać się...
— Racya, — rzekł pewny siebie pan Leon, stary obyczaj, dobry obyczaj. Chodźmy, osuszyć się przynajmniej, bo choć pod parasolem, ale każdy przemókł do kości. Co pomoże parasol, na taką chlapaninę. Spieszmy; panowie, podajcie ręce paniom, — dodał, wyciągając ku wdowie zgiętą w łokciu rękę.
Oparła się na niej, prawie automatycznie, i cała gromadka, szybko, o ile na to oślizgłe dróżki i mrok zapadający pozwalały,
Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.
— 27 —