Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.
— 29 —

— Ignasiu, Franiu, przyjaciele kochani, nie róbcież mi tej krzywdy... Tylko co pogrzebaliśmy nieboszczyka i duch jego napewno znajduje się teraz między nami... Więc to tak właśnie, jakby z nim samym... A przypominam przy okazyi, o czem zresztą dobrze wam wiadomo i bez mego przypominania, że spokojny był, sprzeczek nie lubił.
— Święta prawda!
— Chodząca spokojność. On wolał swoje stracić, aniżeli spierać się. Nie lubił tego, o! nie lubił... Ja pamiętam, razu jednego...
— Więc też, — zawołał pan Leon i my dziś nie śpierajmy się. Ja chcę nieboszczyka uczcić swoim kosztem...
Rzekłszy to, pobiegł do bufetu, powiedział parę słów gospodyni i po chwili, tęga kelnerka przyniosła tacę, zastawioną flaszkami, kieliszkami i przekąskami różnemi. Transport ten mile był przyjęty przez grono przemokłych i zziębniętych ludzi; rozmowa, z początku poważna i prowadzona półgłosem, stawała się coraz lżejszą i bardziej ożywioną.
Staczała się ona, niby po schodach, ze stopnia na stopień: od nieśmiertelności duszy, marności życia, znikomości zdrowia i szczęcia ludzkiego, do spraw bieżących, do tych właśnie rzeczy znikomych i marnych, za