wy, wpakuj kapitał w drzewo, w waldhaar, w jutę, albo w plusz i czekaj zmiłowania.
— Przecież się czasem sprzedaje.
— Aha, sprzedaje, ma się rozumieć, że się sprzedaje, ale jak, ale komu? Przyjdzie młody elegant, ogląda, wybiera, grymasi, to mu złe, tamto nie modne, owo nie w guście Nareszcie wybrał — zaczyna się targować, jak za Żelazną Bramą, zmorduje człowieka, zmęczy — nareszcie wytargował... Do płacenia... zaczyna się kręcić.. A to, łaskawy panie — powiada — żenię się, posag wezmę i zaraz z posagu oddam. Ma się rozumieć, niema głupich, ja wiem co to znaczy posag. Zdaleka sto tysięcy, a zblizka jedno z drugiem nic, trochę fatałaszków na wyprawę i fura grymasów. Przepraszam, ale nie chcę. To na raty. Dobrze, dam na raty, ale proszę o poręczyciela. No, i łapie się człowiek na te raty, da towar a pieniądze odbiera kapaniną, albo wcale nie odbiera.
— Ech, niech no pan tak nie mówi — odezwał się najbliższy sąsiad — wiemy przecież że pieniędzy panu nie brak, że w przemysłowcach...
— Co to znaczy... Jeżeli jest parę rubli, to jeszcze z dawniejszych czasów. Dziś tylko blacharzom i stolarzom dobrze. Meble kupuje ten, kto chce i komu się podoba, a trumnę każdemu nieboszczykowi sprawić muszą i to
Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.
— 31 —