nie na kredyt, ani na raty, tylko za gotówkę, na stół, z ręki do ręki...
— Nie gadajże pan do licha o trumnach — odezwał się pan Leon — bo oto nasza pani Janowa znów płacze.
— Ha, to trudno, płacze, bo owdowiała.
— Bo pan o trumnach... Dajcież pokój... Wszystko marność... Kto umarł, niech spoczywa w pokoju, kto żyje, niech pilnuje kolejki. Panno, proszę o butelkę tego samego.
— To jest mądrze powiedziane, to bardzo dobrze powiedziane... Cóż w tem nędznem życiu jest lepszego do roboty, jak pilnować kolejki. Tak, czy tak, śmierć człowieka nie minie...
— Bezbożnik z pana, — rzekła jedna z kobiet...
— Dajcie pokój... dajcie pokój. Jest wiśniowa dobra, są przekąski, macie piwo i ser... Umarły niech odpoczywa w pokoju, żywi pożywmy się...
— Rozgrzejmy się!
— Pocieszmy się...
— Pani Janowa niech usta umoczy, do domu kawał drogi — no, i, oczywiście, nie zaraz pójdziemy. Po co się spieszyć...
— Ona do domu dziś nie pójdzie, tylko do nas, — rzekła jedna z przyjaciółek. W domu smutek, a u nas, chociaż także nie wesele, jest jednak do kogo przemówić.
Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.
— 32 —