w zeszłym tygodniu czeladnik gruntownie się wyleczył; wprawdzie, że trochę za dużo mu dałem, a on także za dużo sobie kupił, ale spał przez dwadzieścia cztery godzin i potem stanął do roboty jak najzdrowszy... Siadaj-że, Ignasiu, koło mnie, zdejmij palto, połóż kapelusz... Ja cię biorę w kuracyę i będziesz zdrów jak ryba... Odwiozę cię do domu później.
— Bardzo panu dziękuję, ale nie mogę zostać dłużej — pójdę... Ukłonił się wdowie, gościom kiwnął głową i szybko wyszedł.
— Niezgorszy to chłopak, — rzekł pan Franciszek, tylko że jakiś dziwny, nie taki jak wszyscy.
— Mówią, że bardzo porządny — odezwała się jedna z kobiet. Pani go zapewne dobrze zna, — dorzuciła zwracając się do wdowy, bo pracował przy nieboszczyku mężu pani.
— Tak, znam go — odrzekła... Mąż mówił nieraz, że robotnik z niego doskonały, a przytem cichy, skromny, oszczędny i bardzo dobry dla matki; dba o jej wygody, jest najlepszym dla niej opiekunem...
— Skoro dobry syn, to i dobry człowiek być musi. Czy bywał u państwa w domu?
— Czasem, bardzo rzadko, na Nowy Rok, albo na Wielkanoc i to za wielkiem uproszeniem.
Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.
— 34 —