— Ba! arystokrata!
— Co znowuż?! Tu w Warszawie urodzony, rzekł pan Franciszek, ojca jego pamiętam doskonale; warsztat ślusarski miał, dużych robót się podejmował. Jakiż więc arystokrata? Rzemieślnik, tak jak my wszyscy.
— Pięć klas skończył i z tego zapewne taki pyszny.
— Ależ dajcie mu pokój, wcale nie pyszny; owszem skromny chłopak i cichy, tylko zawsze jakiś smutny, jakby przygnębiony.
— Co go ma przygnębiać? Zdrów jest, zarabia dużo, wydaje mało. Nie mamy sobie czem głowy zaprzątać, ale jakimś tam Ignasiem. Nie chciał z nami być, poszedł sobie i dobrze zrobił, perorował pan Leon... Bardzo dobrze zrobił, co nam po takim mruku?
— Nie lubisz go?
— W ogóle nie znoszę cichych i spokojnych ludzi.
— To szczególna antypatya. Więc przekładasz pan narwańców i gwałtownych?
— Ma się rozumieć... bo prędki człowiek, to szczery człowiek, a taki niuńka, to obłudnik i fałszywiec.
— Tak... zapewne, — rzekł pan Franciszek, masz pan słuszność. Prędki człowiek
Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.
— 35 —