Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.
— 37 —

potrzeba kredytu na dalsze prowadzenie interesu, to ja pierwszy i owszem.
— Co?! Może poręczysz! — zawołał pan Leon...
— Tego nie powiedziałem, ale znajdę takich, co to zrobią, a fatygę swoją dam darmo, bez żadnej pretensyi. Ja szczery jestem i co przyrzeknę, tego święcie dotrzymam, bo słów na wiatr nie rzucam, ale każde obmyślam porządnie...
— Hojny z pana człowiek, nie ma co mówić... Wspaniałe dary ofiarujesz — fatygę!
— Czasem i to coś warto...
— Co do mnie — zawołał pan Leon, ofiaruję pani wszystko, co będzie trzeba, i choćby wypadło wskoczyć w Wisłę, to skoczę, choćby w piekło, to w piekło. Z pewnością nie będę tak, jak pan Franciszek, szukał takiego, który to zrobi, ale zrobię sam. Tak rozumiem przyjaźń i taka jest moja natura. Niech pani rozkazuje tylko — co trzeba?!
— Dziękuję bardzo, nic... W tej chwili trzeba mi tylko spokoju i odpoczynku.
— Ależ naturalnie, odezwały się przyjaciółki, koniecznie! Jedźmy, kochanej pani trzeba wypocząć... i choć nam tu bardzo z panami przyjemnie, ale...
— Ja panie odprowadzę! — zawołał pan Leon...