Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.
— 39 —

— Znalazłoby się takich «chociaż» więcej... Nurkowaty był, mruk, nieużyty. Ja go raz prosiłem o pewną grzeczność...
— I co? Odmówił?
— Z punktu, z miejsca, odrazu... Powiedział: nie — i, chociaż tłomaczyłem mu z godzinę, że nic nie ryzykuje i że nie straci, nie chciał. Słuchał, co prawda, uważnie, głową kiwał, coraz powtarzał: tak, tak, ale w końcu, kiedy mnie już gardło zabolało od mówienia, — rzekł: widzisz, przyjacielu mój kochany... ja dla ciebie zrobię wszystko co zechcesz, oprócz tego jednego. Chodź oto na piwo, pogawędzimy o tem i owem, wypalimy cygaro, tylko już do tej kwestyi więcej nie wracajmy, bo bardzo mi przykro, że muszę odmówić.
— Tak jakbym go widział i słyszał; bo mnie to samo spotkało... Prędzejby kto z kamienia wodę wycisnął, aniżeli z tego człowieka rubla.
— Na Boskim sądzie już jest, w grobie spoczywa, ale, jeżeli mam szczerze mówić, to lepiej że umarł. Co on komu dobrego zrobił?...
— Pewnie... Umarł to umarł, tak znów bardzo żałować nie ma czego.
Zaczęli rozpatrywać krytycznie różne szczegóły z życia nieboszczyka, i każdy z niedawnych uczestników pogrzebu, z owych