wie bardzo ciekawą historyę o tej kobiecie, jeżeli zechcecie posłuchać.
— Owszem, słuchamy...
— Nie mamy też na teraz nic lepszego do roboty.
— To było dawno, może dwadzieścia, albo dwadzieścia kilka lat temu... Jedna pani, tu w Warszawie, obywatelka porządna, miała swój własny dom na Walicowie, z podwórzem, z placem, a podobno i pieniądze... Pamiętam ją doskonale, tęga kobieta, okazała, no, jednem słowem, gmach! Naraz zaczęła chudnąć, ot tak sobie, ni z tego ni z owego, bez żadnej przyczyny... Mąż niezmiernie się zmartwił, zakłopotał...
Tu opowiadanie przerwało się naraz.
We drzwiach bawaryi ukazał się nagle pan Leon i ujrzawszy zgromadzonych zaczął się na cały głos śmiać.
— Winszuję panom — zawołał, winszuję!
— Czego u dyabła! — krzyknął pan Antoni.
— Żeście się zgromadzili w takiej kompanii, zgodnie, porządnie, razem; jak gdyby szło o zawarcie jakiej bardzo korzystnej spółki.
— A co komu do tego, pocośmy się tu zeszli... Przypadek tak zdarzył i dość. Nie cud przecie, że się ludzie w mieście spotykają.
Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.
— 55 —