Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.
— 59 —

odezwało się kilka głosów. Pan Leon na razie nic nie odrzekł, wychylił kufel piwa, pogładził czuprynę i dopiero po chwili namysłu — powiedział.
— Kiedy nieboszczyk plac ten kupił, wszyscy nachwalić się nie mogli jego pomysłowości. Nos, nos, mówili, ma, genialny człowiek! Taki słyszy, jak trawa rośnie. Rozumie on, że nie dziś, to jutro, nie jutro to za parę miesięcy, czy wreszcie za parę lat, ta dzielnica będzie przyłączona do miasta. Zaprowadzą bruki, kanalizacyę, wodociągi — krótko mówiąc, na tym piasku i wydmach będzie Warszawa, taka sobie dobra, jak na Nowym Świecie, lub na Marszałkowskiej ulicy.
— Ano, mówili tak.
— Nietylko mówili, ale i pisali, na własne oczy w Kuryerze czytałem.
— Oczywista rzecz, — odezwał się pan Leon, że w takich warunkach plac pyszna rzecz! Warszawskie porządki, warszawska kamienica, warszawskie komorne. Oczywiście stawia się chałupę na trzy piętra, albo na cztery.
— A za co? — zapytał pan Antoni.
— O to, panie, najmniejszy kłopot, przedsiębiorców nie brak, postawią za swoje, a potem odbiorą sobie z komornego. Można też wziąć pożyczkę z towarzystwa kredyto-