pewny siebie, ubrany elegancko i wyświeżony.
— Dobry wieczór pani — rzekł z uśmiechem — jakże szacowne zdrowie?
— Jak pan widzi...
— Nie zaprasza mnie pani dalej?
— Ależ z największą skwapliwością... Niech pan pozwoli, proszę, niech się pan rozgości i siada.
Pan Leon usiadł i rzucił okiem na przymknięte drzwi sąsiedniego pokoju.
— Pani tam? — zapytał.
— Moja siostrzenica?
— Tak.
— Nie ma jej obecnie w domu
— Wyszła?!
— Pana to dziwi? Dla czego nie ma wychodzić? Kobieta wolna, bez żadnych obowiązków, jest panią swego czasu, upodobań i fantazyj.
— No tak, ale sądziłem...
— Proszę pana, nie ma nic gorszego, jak sądzić nie będąc właściwym sędzią.
— Ale pytać wolno — odrzekł przygryzając wargi... — a ja właśnie radbym dowiedzieć się, dokąd poszła?
— Nie umiem zaspokoić ciekawości łaskawego pana, siostrzenica nie zwierza mi się dokąd idzie... I co mi zresztą do tego...
Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.
— 78 —