— Niech no kochana pani nie udaje... Bądźmy szczerzy. Tą drogą najłatwiej się porozumieć. Pani doskonale wie, dla czego jestem tu częstym gościem... Bywam w zamiarach uczciwych, chcę się ożenić.
— Jezus Marya! Ze mną?!
— Niech-że pani nie żartuje, do licha!.. Przepraszam, ale trzeba świętej cierpliwości! Wiesz pani dobrze o kogo idzie... O siostrzenicę pani, wiesz pani, że ja tę kobietę kocham, że bez niej żyć nie mogę... i że ostatecznie, ona mi sprzyja; tak mi się zdaje przynajmniej. Tymczasem pani mi staje ciągle na przeszkodzie.
— Ja? Zkądże takie przypuszczenie? Czy ja mogę mieć jaki wpływ na jej postanowienia; kobieta samodzielna, pełnoletnia Cóż ja... Boże drogi! Jestem tu gospodynią, trochę kucharką, trochę pokojówką, a tem się od zwykłej sługi różnię, że jestem ze swoją panią w jakimś tam stopniu spokrewniona — co przecież w gruncie rzeczy nie może mieć żadnego wpływu na jej wolę.
— Pani, pani! Do czego te żarciki, grajmy w otwarte karty. Ja byłbym się już dwadzieścia cztery razy oświadczył, ale pani do tego nie dopuszcza. Dostępu mi pani do swej siostrzenicy nie daje, dwóch słów zamienić nie pozwala.
— Uprzedzenie!
Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.
— 81 —