Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.
— 85 —

niepożądaną dla niego w danej chwili wizytą przyjaciół.
Chciał być sam, sam jeden tylko, z własnemi myślami i rozważać, co mu dalej czynić i jak postępować wypada — gdy wtem ktoś zadzwonił.
— Dzwoń sobie, dzwoń, mruknął, choćby do północy. Jeżeli myślisz, że ci otworzę, to jesteś w grubym błędzie — poczem zapalił cygaro i rzucił się na sofę
Po chwili zadzwoniono drugi raz, trzeci i czwarty, coraz mocniej, jakby z natarczywością i z uporem. Co u licha, pomyślał pan Leon, czyżby depesza? Ale ktoby do mnie telegrafował? Mam stryja bezdzietnego na prowincyi... może zasłabł... Ostatecznie trzeba się przekonać.
Wstał i otworzył drzwi, w przekonaniu, że ujrzy posłańca z telegrafu... Omylił się jednak... przededrzwiami stal chudy jegomość, blady, z rudawym zarostem, bystremi i przebiegłemi oczami, szczupły...
— To pan tak natarczywie dzwonisz?! — zapytał gospodarz tonem niezbyt grzecznym.
— Bardzo przepraszam — odrzekł przybyły — ja nie dzwoniłem natarczywie, tylko cierpliwie; ja mam słabe zdrowie i nie bardzo lubię chodzić po schodach napróżno... Dowiedziałem się wpierw od stróża, że pan jest w domu, że pan tylko co przyszedł,