dobrodziej, że teraz jest ciężko na świecie, trudno zarobić na kawałek chleba... Ja będę Zelmanowi psuł, on się dowie, zacznie moje interesy psuć, ja przez złość psuć mu będę jeszcze więcej, on także przez złość jeszcze więcej...
— No i dopókiż trwać będzie taka wojna?
— Dopóki nie pogodzimy się i nie zrobimy współki na wszystkie interesa... Wtenczas będziemy żyli, jak bracia... Do tego musi przyjść kiedyś... On jest zdolny, ja też zdolny, dlaczego dwaj zdolni ludzie mają sobie szkodzić?
— Ślicznie pan mówisz, ale ja mogę na tem źle wyjść.
— Jakim sposobem?
— Pogodzicie się i plac zostanie sprzedany.
— Niech się pan nie obawia. Jeżeli będzie spółka, to ma się rozumieć, do wszystkiego i do roboty i do psucia, a nasi klienci zawsze i w każdym razie będą doskonale obsłużeni... To jest zasada handlowa, a zapewne wiadomo panu, że w dzisiejszych czasach handel bez zasady, to wcale nie jest handel. Ja czytuję często gazety w cukierni... Interes tego wymaga, abym bywał w cukierni i pił czarną kawę... czasem wypadnie na kogo czekać godzinę, dwie... więc ja jednem okiem patrzę czy nie nadchodzi
Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.
— 89 —