Strona:Klemens Junosza - Wedle pocieszenia.djvu/3

Ta strona została uwierzytelniona.

czmy; na ławach posiadali. Jankiel się z flaszką uwijał. On wzdychał także.
— Oj, oj, pewnie Wojciechu, — mówił — takie babe jak nieboszczka buło... to rzadko... To buło babe! aj waj! a gite bałabuste! z pełnem gembem gospodynia. Tylko ja jej zawsze mówiłem: Co wy moje Wojciechowe takie czekawe do robote jesteście? co wy sobie nigdy nie odpoczniecie? na takie paskudne wilgoszcz, i takie żymno, a kałt! to wy sobie skąpujecie na jeden półkwaterek wódki! Za co wy takie chytre na pieniądzów jesteście?
— O jużci, co nie straciła, to nie.
— Nu mój kochany Wojczechu. Każta dać na ten frasunek... jak sobie trochę głowę zapruszyta, to wam będzie kole serca lżej — zaraz tak odciągnie, jak z lekarstwem, napyta sobie do starej Zajęczychy, to bardzo porziądna gospodyni jest...
Kwaterka krążyć zaczęła, gwar wzrastał — gorąco było w karczmie, a para osiadła na maleńkich okienkach.
Tylko Wojciech milczący siedział przy stole; grube narobione palce w gęste włosy wsunął, i tak na łokciach podparty dumał. Stara Zajęczycha przysunęła się do niego.
— Kumie! kumie! mówiła, silnie go w bok trącając — a dy się ruchnijta krzynkę!
— Bo co?
— Dyć łeb zwiesiliśta jak krówsko na żydoskiem podwórku i takieście markotne, jaż grzech.
— Ale! chceta żebym tańcował może...
— I potańcujeta jeszcze! nie wieta, jaka to je przypowiastka?

Zawdy w świecie taki skutek:
Po weselu bywa smutek,
Poczekawszy mało wiele,
Znów po smutku jest wesele.

— Gdzie mnie do wesela...
— Głupieśta kumie... chłop z was młody — gospodarz dobry, jeno żebyśta chcieli, to każda dziewka za wami poleci — jak za kobyłą źrebię.
— Kiej nie chcę i tylo.
— A co robić będzieta sami w chałupie?
— Co? dzieci nie mam... to i tak będę...
— O durny że ty chłopski narodzie.... a cóż ty wart będziesz przez baby? Zryć sobie sam ugotujesz?
— To co? Oj... oj...
— I chleba upieces?
— Kupię.
— I śmaty se upierzesz? i chusty połatasz i kiele lnu zrobisz? a lato przyńdzie... a kto ci ogrody zasieje? kto do pielenia pójdzie...
— Oj, moja Małgosiu! moja ty gosposiu.... nie ma ciebie,