Dwie nielogiczności; najprzód żaden wieczór jeszcze nie tańczył, a powtóre, to co świat nazywa wieczorem, jest najprawdziwszą nocą, ponieważ zaczyna się o godzinie 11, a kończy prawie o wschodzie słońca. Ale mniejsza o nielogiczność, wieczory są, młodzież ufrakowana czeka hasła muzyki, ażeby zbliżyć się do dziewic pięknych, matron poważnych i puścić się z niemi w szalony wir walca lub mazura, nie zaniedbując także i strapionych wdów szukających pociechy.
Taka to już jest właściwość karnawału, sezonu tańców, maskarad, pączków i małżeństw. Zdaje się, iż nie potrzebuję mówić, co to jest Karnawał. Wiecie zapewne dobrze, szczególniej wy ojcowie rodzin, których niebo obdarzyło kilkoma dorodnemi córami, wiecie z doświadczenia, że Karnawał, jest to Kar nawał; albo jeżeli wolicie nawał Kar, i to Kar przeważnie pieniężnych, które pod rygorem srogiej egzekucji domowej, musicie opłacać modniarkom, cukiernikom, winiarzom i innym prześladowcom ludzkości. Wiesz zapewne, kochany panie Dominiku, że Opatrzność obdarzając cię trzema córkami, nie miała na myśli tego, abyś stał się podobnym do błogosławionej Zofji, i wraz z trzema córkami przeprowadził się do raju; — ale na to obdarzyła cię niemi, iżbyś uczył je grać na fortepjanie, śpiewać fałszywym sopranem lub altem, mówić łamaną francuzczyzną, a następnie uszczęśliwić temi trzema skarbami, trzech podobnych tobie panów Damazych.
Wiesz o tem również, że Karnawał jest najodpowiedniejszym czasem, do wystawienia twych cór na pokaz zdumionemu światu, w loży opery włoskiej, i że teraz, a nie kiedyindziej możesz otworzyć salony na przyjęcie tych, którzy pod czarnemi klapami fraków mają serca gorące, uczucia poważne i pugilaresa niesłychanie lekkie.
Pojmujesz to wybornie, i wnet zaczynasz gromadzić odpowiedni kapitał zakładowy; jeszcze nie załatwiłeś tej operacji, kiedy drzwi twego gabinetu otwierają się zwolna, i cicho, cichutko zbliża się ku tobie istota o pełnej tuszy i melancholicznem wejrzeniu, mająca uśmiech na twarzy i pantofle na nóżkach, zbliża się cicho, ostrożnie... i kiedy ty liczysz ile procentu opłacisz od potrzebnej ci pożyczki, dwie pulchne dłonie zakrywają ci oczy.
— A jesteś aniołku, odzywa się głos twej towarzyszki życia, z którą oboje razem przeżyliście pół wieku, oglądasz się, towarzyszka życia stoi przed tobą, spogląda wzrokiem łez i miłości pełnym, i w wymownem milczeniu wskazuje palcem na drzwi panieńskiego pokoiku... Rozumiesz ten znak, wiesz że po za temi drzwiami pogrążone w śnie niewinnym spoczywają trzy aniołki, trzy różyczki, które niebawem więdnąć poczną... rozumiesz ten znak, i powiadasz...
— Dobrze.
Gorący pocałunek towarzyszki życia, jest odpowiedzią i zarazem nagrodą za twoje dobre serce, rozpoczyna się rozmowa, i dowiadujesz się że pan Rekursowicz, adwokat rozpoczynający praktykę, i chodzący zawsze z teką pod pachą, rozamorował się „bez apelacji“ jak powiada we Frani, że będąc z wizytą na Nowy rok, ścisnął ją za rączkę dość wyraźnie, gdyż złamał jej nowiutki pierścionek i że obiecał, wyraźnie obiecał, przysłać jej na pamiątkę... zgadnij co. — Może myślisz że fotografję? o nie, kochanie, to zbyt pospolite, obiecał jej
Strona:Klemens Junosza - Wieczór tańcujący.djvu/2
Ta strona została uwierzytelniona.