Strona:Klemens Junosza - Wigilja Bożego Narodzenia.djvu/2

Ta strona została uwierzytelniona.
Wigilja Bożego Narodzenia.
GAWĘDA ZIMOWA
przez Klemensa Junoszę.



— Panowie, mówił pan Antoni do licznie zebranych gości, przedewszystkiem śniadanko a potem marsz do lasu, trzeba sprobować szczęścia.
— Tak, tak, trzeba, szanowny gospodarz ma rację, ozwał się głos jakiś gruby, — jeżeli się dzisiaj powiedzie, to i cały rok będzie się wiodło, inaczej biada nam.
— Rozgrzewajmy się tedy kochani panowie, żebyśmy w lesie nie zmarzli — wnoszę zdrowie pana radcy.
— Wiwat! wiwat! niech żyje radca!
Na te życzliwe okrzyki, podniosła się figurka maleńka i tak zaokrąglona jak gdyby kształty jej wykończone były w pracowni tokarza.
Pan Radca rzeczywiście wyglądał jak bąk drewniany na cienkiej nodze, którym dzieci się bawią.
Zacny dygnitarz, powstał i dziękując całej kompanji za życzenie przemówił:
— Panowie! jestem do łez wzruszony dowodem waszej dla mnie życzliwości — dziękuję wam tedy za nią, i zarazem proponuję toast za zdrowie i pomyślność amfitrjona naszego, pierwszego myśliwego w gubernii, właściciela Zaszarganej Wólki, jaśnie wielmożnego pana Antoniego...