— Mieliśmy przecie trochę odpocząć.
— Co odpocząć? poco? Czy to my, nie przymierzając chłopy, co sobie młócą i potem muszą leżeć jak biki? Nawet na take osobe jak pan kimornik, to nie pasuje leżyć na trawe... to po chłopsku jest... Chodźmy, ja pana bardzo proszę...
— Jeżeli pan chcesz koniecznie, to trudno, chodźmy — ale miej się pan na ostrożności: teraz jest noc, z każdego krzaka może co złego wyskoczyć...
— Aj waj! panie kimorniku, powiedz pan, czy od wielkiego strachu może być broń Boże, feler na wątrobę?
— Nawet ogromny. Dlaczego się pan o to pytasz?
— Co ja się mam pytać? tak sobie... Pan miszli co ja sobie boję?... ja nawet mogę krzyknąć — słuchaj pan, jak ja odważnie krzyczę: — hu! ha!
— Pst! co pan u dyabła wyrabiasz!?...
— Jakto co?... ja sobie hukam.
— Nie wywołuj pan wilka z lasu...
Fajn umilkł i po chwili zapytał:
— Przepraszam, panie kimorniku, czy pan widziałeś kiedy wilk?
— Aj, aj, wiele razy.
— I z jakim sposobem un pana ani razu nie zjadł?
— To jest... widzisz pan, znowuż nie chciałbym pana martwić.
— Dlaczego? co to jest martwić? Czy taki gałgan wilk, jest moja ciotka, żebym ja sobie
Strona:Klemens Junosza - Wilki Wesołego!.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.